niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 1

-Giuliana!- usłyszałam donośny głos mojej mamy, dochodzący gdzieś z dolnego piętra. Zignorowałam jej wołania, które swoją drogą trwały już od dobrych pięciu minut i zajęłam się pakowaniem ubrań do pudła. Wczorajszego wieczoru, moja kochana rodzicielka postanowiła wygłosić mi wykład długości epopei narodowej, na temat mojego ''niedopuszczalnego'' zachowania podczas rodzinnego obiadu. Musiałam wysłuchiwać jej godzinnej paplaniny, a to wszystko przez Jack'a, mojego przyrodniego brata.
Jack jest synem Bruc'a, nowego partnera mojej mamy. Uwierzcie, nie mam absolutnie nic do ich związku, ale ten młody smarkacz doprowadza mnie do szału.
Po tym jak obydwoje z Bruc'em ogłosili, że chcą oficjalnie zamieszkać razem i stworzyć  kochającą rodzinę, złość we mnie wybuchła. Dlaczego? A dlatego, ponieważ Jack, w tej sytuacji również by tutaj zamieszkał. Jednak to nie najgorsza część, żeby tego było mało, mama postanowiła odstąpić mu mój pokój.Kiedy to usłyszałam myślałam, że zwariuję. Postanowiłam więc, że wyprowadzę się do akademika i tam zamieszkam przez następne parę miesięcy. Wszystko jest lepsze niż życie z tym idiotą pod jednym dachem.

-Giuliana, nie słyszysz jak cię wołam?- w progu mojego pokoju (a raczej przyszłego pokoju Jack'a) stanęła mama z żalem wymalowanym na twarzy-Przecież nie musisz tego robić. Możesz zostać w domu.
-Muszę mamo i zrobię to - odparłam stanowczym tonem, po czym zakleiłam taśmą ostatnie, tekturowe pudło.
-Coś wymyślimy córcia, możemy na przykład odnowić strych, co ty na to?
-Żartujesz?- Nie wierzę, że moja własna matka właśnie zaproponowała mi mieszkanie na starym strychu. To chyba sen- Dlaczego w takim razie Jack nie może tam spać?
-Ma uczulenie na kurz. Musi mieć przestronny, duży pokój Giulian, zrozum to w końcu.
-Oh, oczywiście. Biedny Jack i jego alergia- prychnęłam zirytowana trzaskając małymi drzwiczkami od szafki nocnej.

Złe emocje buzowały w moim ciele i czułam, że długo nie wytrzymam. Od dziecka byłam bardzo wrażliwa przez co często płakałam lub krzyczałam. Może nie jest to zachowanie godne studentki, jednak słowa mojej matki odebrały mi już wszelką wiarę.

-Mam już miejsce w akademiku- oznajmiłam spokojnie.
-Giuliana...-zaczęła, jednak nie pozwoliłam jej dokończyć.
-Nie mamo. Starałam się, na prawdę starałam się z nim dogadać, ale każda moja próba kończyła się fiaskiem, dlatego zamieszkam na kampusie i nic już nie zmieni mojej decyzji.
Mama jedynie westchnęła cicho i przytaknęła na znak, że rozumie, a  następnie wyszła z pokoju.
Po chwili dalszego pakowania i segregowania swoich rzeczy, usłyszałam dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu od razu ujrzałam twarz Cody'ego, dlatego ani przez chwilę nie wahałam się by odebrać.

*rozmowa telefoniczna*
-Świetnie, że dzwonisz. Potrzebuję cię dzisiaj. Muszę jakoś zabrać się z tymi wszystkimi walizkami- jęknęłam lustrując wzrokiem cały pokój.
-Gigi, musisz w końcu wyrobić sobie prawo jazdy-zaśmiał się na co ja teatralnie przewróciłam oczami.
-Taa, wiem. To jak pomożesz mi?
-Oczywiście, że tak. Mojej słodkiej G bym nie pomógł? 
- Dobra Cody bez żartów- uśmiechnęłam się i wiedziałam, że blondyn to wyczuł- Bądź za jakieś dziesięć minut.
-Czekaj na  mnie- odparł po czym rozłączył połączenie.
*koniec rozmowy*

Po rozmowie z Cody'm poczułam się lepiej. Ta cała przeprowadzka do akademika to dosyć pochopna decyzja, ale mimo wszystko ostateczna. Poza tym, tu nie chodzi jedynie o tego gnojka, ale i o mnie samą. Chcę się w pewnym stopniu usamodzielnić i zacząć żyć na własny rachunek. Mam tylko nadzieję, że nie stchórzę i nie wrócę do domu po paru dniach.


*Jeśli przeczytałeś/łaś zostaw komentarz*
notka od autora: 
Przepraszam za to jednodniowe opóźnienie. Mam nadzieję, że się nie zawiedliście i rozdział się Wam podobał. Dziękuję za wszelkie komentarze! Do następnego! ♥

czwartek, 12 lutego 2015

Prolog

Głęboki, męski głos obudził drobną dziewczynę śpiącą w swoim łóżku. Brunetka przekręciła się z jednego boku na drugi i lekko zmarszczyła nos. Uchyliła powieki po czym jęknęła cicho, zrzucając turkusową pościel na drewnianą podłogę. Zwlokła się powoli i ruszyła w kierunku łazienki. Stąpała bardzo cicho mając nadzieję, że nikt z dołu jej nie usłyszy. Nie miała ochoty na konfrontacje z przyrodnim bratem, ani na rozmowy z mamą. Wiedziała, że nie obejdzie się bez wykładu rodzicielki na temat nocnego wracania do domu, jednak wolała wysłuchać tego później. Była wyczerpana wczorajszymi wydarzeniami i nie miała siły na kłótnię z samego rana. Spała niecałe trzy godziny i jedyne o czym marzyła to długa, ciepła kąpiel.
Przekręciła kurek w wannie i przysiadła na jej brzegu oczekując, aż woda napełni się do połowy. 
Twarz dziewczyny była opuchnięta po parugodzinnym płaczu, a makijaż pozostawił ciemne plamy w okolicach oczu. 
W jej głowie wciąż na nowo odtwarzały się słowa zranionego Justin'a.
''Jak mogłaś mi to zrobić?''
''Nienawidzę cię''
Chciała płakać, uciec, krzyczeć. Chciała by ból w jej klatce piersiowej zniknął i już nigdy więcej nie powrócił, jednak rzeczywistość była inna.
Gigi wiedziała jak to się zakończy, wiedziała, że jedno z nich będzie miało złamane serce. Nie sądziła tylko, że to na nią padnie.

*Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz*