Jack jest synem Bruc'a, nowego partnera mojej mamy. Uwierzcie, nie mam absolutnie nic do ich związku, ale ten młody smarkacz doprowadza mnie do szału.
Po tym jak obydwoje z Bruc'em ogłosili, że chcą oficjalnie zamieszkać razem i stworzyć kochającą rodzinę, złość we mnie wybuchła. Dlaczego? A dlatego, ponieważ Jack, w tej sytuacji również by tutaj zamieszkał. Jednak to nie najgorsza część, żeby tego było mało, mama postanowiła odstąpić mu mój pokój.Kiedy to usłyszałam myślałam, że zwariuję. Postanowiłam więc, że wyprowadzę się do akademika i tam zamieszkam przez następne parę miesięcy. Wszystko jest lepsze niż życie z tym idiotą pod jednym dachem.
-Giuliana, nie słyszysz jak cię wołam?- w progu mojego pokoju (a raczej przyszłego pokoju Jack'a) stanęła mama z żalem wymalowanym na twarzy-Przecież nie musisz tego robić. Możesz zostać w domu.
-Muszę mamo i zrobię to - odparłam stanowczym tonem, po czym zakleiłam taśmą ostatnie, tekturowe pudło.
-Coś wymyślimy córcia, możemy na przykład odnowić strych, co ty na to?
-Żartujesz?- Nie wierzę, że moja własna matka właśnie zaproponowała mi mieszkanie na starym strychu. To chyba sen- Dlaczego w takim razie Jack nie może tam spać?
-Ma uczulenie na kurz. Musi mieć przestronny, duży pokój Giulian, zrozum to w końcu.
-Oh, oczywiście. Biedny Jack i jego alergia- prychnęłam zirytowana trzaskając małymi drzwiczkami od szafki nocnej.
Złe emocje buzowały w moim ciele i czułam, że długo nie wytrzymam. Od dziecka byłam bardzo wrażliwa przez co często płakałam lub krzyczałam. Może nie jest to zachowanie godne studentki, jednak słowa mojej matki odebrały mi już wszelką wiarę.
-Mam już miejsce w akademiku- oznajmiłam spokojnie.
-Giuliana...-zaczęła, jednak nie pozwoliłam jej dokończyć.
-Nie mamo. Starałam się, na prawdę starałam się z nim dogadać, ale każda moja próba kończyła się fiaskiem, dlatego zamieszkam na kampusie i nic już nie zmieni mojej decyzji.
Mama jedynie westchnęła cicho i przytaknęła na znak, że rozumie, a następnie wyszła z pokoju.
Po chwili dalszego pakowania i segregowania swoich rzeczy, usłyszałam dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu od razu ujrzałam twarz Cody'ego, dlatego ani przez chwilę nie wahałam się by odebrać.
*rozmowa telefoniczna*
-Świetnie, że dzwonisz. Potrzebuję cię dzisiaj. Muszę jakoś zabrać się z tymi wszystkimi walizkami- jęknęłam lustrując wzrokiem cały pokój.
-Gigi, musisz w końcu wyrobić sobie prawo jazdy-zaśmiał się na co ja teatralnie przewróciłam oczami.
-Taa, wiem. To jak pomożesz mi?
-Oczywiście, że tak. Mojej słodkiej G bym nie pomógł?
- Dobra Cody bez żartów- uśmiechnęłam się i wiedziałam, że blondyn to wyczuł- Bądź za jakieś dziesięć minut.
-Czekaj na mnie- odparł po czym rozłączył połączenie.
*koniec rozmowy*
Po rozmowie z Cody'm poczułam się lepiej. Ta cała przeprowadzka do akademika to dosyć pochopna decyzja, ale mimo wszystko ostateczna. Poza tym, tu nie chodzi jedynie o tego gnojka, ale i o mnie samą. Chcę się w pewnym stopniu usamodzielnić i zacząć żyć na własny rachunek. Mam tylko nadzieję, że nie stchórzę i nie wrócę do domu po paru dniach.
*Jeśli przeczytałeś/łaś zostaw komentarz*
notka od autora:
Przepraszam za to jednodniowe opóźnienie. Mam nadzieję, że się nie zawiedliście i rozdział się Wam podobał. Dziękuję za wszelkie komentarze! Do następnego! ♥